Mam nadzieję, że ktoś jeszcze nas czyta!
____________________________________________________________________
Doktor
obejrzał moją rękę, kilka razy naciskając w przeróżne miejsca,
aż natrafił na złamanie – nadgarstek. Jęknęłam wtedy, a on
poprosił mnie, bym poszła do sali obok na rentgen. Kiwnęłam
głową, po czym spojrzałam na Benedicta stojącego obok. Uśmiechał
się szeroko do mnie, a ja tylko pokręciłam głową.
Wstałam
z krzesła, po czym wyszłam razem z aktorem do holu. Tam zdjęłam
bluzę. Benedict wciągnął szybko powietrze, po czym wydał dźwięk
zaskoczenia.
- To
ty masz tatuaże? -zapytał.
Spojrzałam
na niego i uniosłam lewą brew.
-
Świetna dedukcja Sherlocku!
Mężczyzna
wytknął mi język, a następnie delikatnie ujął moją lewą dłoń,
żeby przyjrzeć się jednemu z nich. Na przegubie widniał napis
„Saviour”, a pod nim mniejszą czcionką „will be there” -
kawałek refrenu z piosenki Black Veil Brides.
Ben
uniósł moją prawą rękę. Na przegubie zauważył kawałek
puzzla.
-
Puzzel? Co to oznacza? -zapytał.
-
Pozwolisz, że wytłumaczę ci, gdy wyjdziemy ze szpitala...
-
Jasne. Masz jeszcze jakieś?
Pokazałam
mu kciuka, na którym widniała kotwica.
- To
też coś oznacza? -zapytał.
-
Co? Nie! Po prostu chciałam sobie taki zrobić! -Uśmiechnęłam
się.
Po
chwili odwróciłam się i pochyliłam do przodu. Krótkie włosy
umożliwiły szybkie zauważenie trzech wzbijających się do lotu
ptaków.
-
Niezłe, nie powiem. A teraz chodź już na ten rentgen. -powiedział.
Kiwnęłam
głową, po czym ruszyliśmy na koniec korytarza.
Benedict
zapukał w ciemne drzwi, a z wewnątrz usłyszeliśmy krzyk
pozwalający na wejście.
-
Zaczekaj tutaj. -powiedziałam do Bena, a ten usłuchał.
Szybko
załatwiłam sprawę z prześwietleniem, a ja nie myliłam się –
złamałam rękę. Doktor, po obejrzeniu rentgena, postanowił
założyć mi gips, który muszę zachować przez trzy tygodnie.
Wsiedliśmy
do samochodu i ruszyliśmy w stronę powrotną do mojego mieszkania.
Po pięciu minutach ciszy odezwał się Benedict.
-
Więc?
- Co
więc? -zapytałam.
- Co
oznacza ten cholerny puzzel? To pytanie dręczy mnie od momentu, gdy
zobaczyłem ten tatuaż... Więc?
Wzięłam
głęboki wdech. Wiedziałam, że nie będę mogła wytłumaczyć
tego jednym słowem.
-
Gdy miałam sześć lat straciłam dziadka. -zaczęłam. -Jedynego
dziadka. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale mój ojciec nawet nie
znał swojego, więc... Rozumiesz?
Aktor
kiwnął głową nadal przyglądając się ulicy.
-
Pamiętam tylko trzy sytuacje, w których byłam razem z dziadkiem.
Jedna z nich to właśnie puzzle. Gdy byłam bardzo malutka rodzice
kupili mi oraz mojej siostrze takie ogromne puzzle z Teletubisiami. A
jedyne co pamiętam to, gdy siedziałam z dziadkiem w jadalni i
wspólnie je układaliśmy...
Nastała
chwila ciszy, a ja robiłam wszystko, by nie patrzeć na aktora.
Dziwnie się czułam, po opowiedzeniu mu swojej najważniejszej
historii, a mianowicie zdradziłam mu swój słaby punkt. Miałam
nadzieję, że zrozumie to wszystko.
-
Mów coś jeszcze. -powiedział po chwili. -Naprawdę nie wiem jak
mogę ci odpowiedzieć... Po prostu... Ja nie przeżyłem tego co ty.
Przykro mi? Nigdy nie wiem czy to się mówi w takich sytuacjach...
-
Dziękuję? -wyszeptałam. -Ja za to nigdy nie wiem czy na to tak się
odpowiada.
Mężczyzna
uśmiechnął się.
-
Jak miło. Udajemy, że znamy się od wielu lat, a ja czuję się
dzięki temu, jakbyś nie wiedziała, że jestem sławny.
- W
sumie, to o tym zapomniałam. -Uśmiechnęłam się.
Resztę
drogi spędziliśmy w ciszy.
Kiedy
znaleźliśmy się pod moją kamienicą, dostrzegłam Maggie. Stała
niespokojna, a obok jej stóp leżała niewielka torba. Jej blond
loki były potargane – musiała wychodzić w pośpiechu.
Benedict
postawił auto niedaleko niej.
-
Dziękuję ci ogromnie, że mnie zawiozłeś do tego szpitala.
-powiedziałam, po czym chwyciłam jego dłoń. - Lepiej jednak żebyś
nie wychodził. Wściekła kobieta na widok przyjaciela faceta, który
prawdopodobnie ją wkurzył robi okropne rzeczy.
Aktor
spojrzał w stronę, w którą machnęłam. Natychmiast zrozumiał
przekaz.
- No
to do zobaczenia. -powiedział, gdy wyszłam z samochodu.
-
Cześć.
Zamknęłam
za sobą drzwi, po czym zaczęłam zbliżać się do Niny. Benedict
odjechał, a ja zrozumiałam, że muszę zaopiekować się tą
dziewczyną.
Głowę
miała spuszczoną, a jej loki zasłaniały twarz. Nie słyszałam
pociągania nosem, więc stwierdziłam, że jest prędzej
zdenerwowana, niż zrozpaczona.
-
Hej, Maggs! -krzyczę udając, że nie mam pojęcia o jej złym
humorze.
Blondynka
podnosi wzrok i lekko uśmiecha się.
-
Cześć, Ślamajdo. Jakim cudem złamałaś tą rękę? -pyta.
-
Chodź do środka to ci opowiem.
Dziewczyna
chwyta swoją torbę, by ruszyć za mną do mojego mieszkania.
Usiadła
na kanapie, a ja poczłapałam do kuchni.
-
Kawy, herbaty? -zapytałam.
-
Jestem zmęczona, wściekła i jednocześnie zrozpaczona, więc...
kawę poproszę. -odpowiedziała.
Stanęłam
na palcach, by móc sięgnąć do szafki, w której trzymałam
rozpuszczalną kawę. Nie potrzebowałam ekspresu, ponieważ nigdy
nie lubiłam tego napoju, aż tak bardzo.
Chwyciłam
kubek, do którego wsypałam odpowiednią ilość kawy. Wcisnęłam
przycisk, by włączyć czajnik, a następnie czekałam aż woda się
zagotuje. Po tym, gdy lampka zgasła, wlałam wrzątek do kubka, po
czym wymieszałam zawartość.
-
Dolać mleka? -zapytałam.
-
Nie. Potrzebuję czegoś mocnego. -burknęła przyjaciółka.
- A
słodzisz?
Nastała
chwila ciszy.
- A
nasyp jedną łyżeczkę, proszę.
Uśmiechnęłam
się pod nosem i wykonałam prośbę.
Po
chwili siedziałyśmy już na kanapie, a Maggs dodatkowo popijała
kawę.
-
Opowiesz co się stało, że tutaj wpadłaś? -zapytałam, gdy
dziewczyna się nie odzywała.
Blondynka
odstawiła kubek na stolik przed kanapą, by następnie obrócić się
twarzą w moją stronę. Opowiedziała mi całe zdarzenie. Od
momentu, gdy Robert zostawił w jej pokoju wszystkie jej rzeczy, aż
do momentu, kiedy stała pod kamienicą.
-
Czekaj, daj mi moment. -Pomasowałam skronie. -Wyznał ci miłość,
mimo iż znacie się dopiero tydzień?
-
Dokładnie.
- Ty
pocałowałaś go, mimo, że nie chcesz z nim być?
- No
nie do końca... Po części chcę, po części nie... -burknęła.
-To skomplikowane!
- Ja
ciebie zupełnie nie rozumiem... Ani Roberta. Dziwni jesteście.
-mruknęłam.
Nina
obróciła się, po czym przetarła oczy.
- Ja
siebie, ani Boba, też nie rozumiem... Przychodzę tylko z pytaniem –
mogę u ciebie zanocować?
- Co
to w ogóle za pytanie. Kanapa jest cała twoja, Maggs! -mówię, po
czym przytulam dziewczynę
Patrzę
na telefon, który leży na stoliku, następnie na zegar.
-
Słuchaj. Jest już późno... Może pójdź do toalety, umyj się, a
później przyszykuj do snu, co? -zapytałam.
Dziewczyna
kiwnęła głową, chwyciła swoją torbę, po czym udała się do
łazienki. Gdy usłyszałam szum wody w prysznicu pochwyciłam
telefon i zamknęłam się w pokoju. Wpisałam numer do Benedicta,
ponieważ zdążyłam się już go nauczyć. Po trzech sygnałach
odebrał.
-
Halo? -Usłyszałam niski głos znajomego.
-
Hej. To ja Mary. Masz troszkę czasu? -zapytałam.
- A
co? Tak bardzo chcesz się ze mną spotkać? -Zaśmiał się.
-
Nie jesteś śmieszny. -burknęłam. -Mam pewną sprawę.
-
Zamieniam się w słuch.
Odchrząknęłam
oraz sprawdziłam czy Nina wciąż się kąpie.
-
Trzeba spiknąć Roberta i Maggie. -oznajmiłam.
Przez
chwilę myślałam, że Benedict się rozłączył, gdyż nie odzywał
się przez dłuższy czas.
-
Wiesz, że miałem zadzwonić do ciebie w tej sprawie. -powiedział
po chwili. -Robert przyszedł do mnie załamany i
opowiedział całą historię. Udałem, że mam ochotę zapalić,
więc wyszedłem. No i wtedy ty zadzwoniłaś.
Uśmiechnęłam
się, mimo że wiedziałam, iż aktor tego nie zauważy.
-
Więc jak? Pomożesz mi? -zapytałam.
- No
jasne!
-
Posłuchaj. Pojedziemy jutro do tego wielkiego centrum handlowego.
Oczywiście w różnych godzinach, żeby nie domyślili się. -Chwilę
zastanowiłam się nad dalszymi słowami. -Dalej jakoś samo pójdzie.
Wystarczy spotkać się w jednym sklepie, przez co spędzimy cały
dzień razem.
- Że
w sensie ja i ty? -zapytał.
-
Przestań! -Zaśmiałam się. -Mam na myśli całą naszą czwórkę,
Ben.
- No
niech ci będzie. To... Zadzwoń jeszcze do mnie jutro. Umówimy się
konkretnie, okej?
-
Okej. Do zobaczenia. -powiedziałam, po czym rozłączyłam się.
W
momencie, gdy odłożyłam telefon, do mojego pokoju weszła Maggie.
Miała na sobie niebieską pidżamę, a jej mokre blond włosy
spływały na ramiona.
- Z
kim rozmawiałaś? -zapytała.
-
Zadzwoniłam do Boba. -powiedziałam szybko wymyślając. -Wiesz,
tego z teatru. Będę musiała się z nim spotkać i porozmawiać na
temat sztuki, którą mieliśmy przedstawiać.
- No
tak... Trochę głupio. -mruknęła.
- E
tam! Nawet tak bardzo mi nie zależało na tym.
Przeszłyśmy
do salonu, gdzie rozłożyłam na kanapie prześcieradło, kołdrę
oraz poduszkę. Następnie zgasiłam tam światło.
-
Śpij dobrze, Maggie. Jutro pójdziemy sobie po południu do centrum,
żebyś się rozluźniła. Co ty na to? -powiedziałam.
- W
sumie... Z chęcią.
Po
tych słowach poczłapałam cicho do łazienki, gdzie wzięłam
szybki prysznic oraz umyłam zęby. Później skręciłam do swojego
pokoju, gdzie zgasiłam światło i padłam na łóżko. Chwyciłam
telefon, by sprawdzić godzinę, jednak na ekranie zauważyłam
informację o nowej wiadomości. Była ona od Benedicta.
Trzeba będzie od nich uciec.
Zastanowiłam
się nad słowami aktora. Czy to kolejny żart, który ma na celu
mnie zdenerwować? Napisałam: Co masz na myśli?
Otrzymałam szybką odpowiedź.
Żeby Twój plan zadziałał, trzeba będzie ich zostawić samych.
Jak
ja mogłam o tym zapomnieć? Odpowiadam: No tak. Bez tego się
nie obejdzie.
Wtedy
olśniło mnie. Szybko napisałam pytanie, które tak bardzo chciałam
zadać Benedictowi: Czy masz jakiś kontakt z grupą z teatru?
Po minucie usłyszałam cichą wibrację.
Tak, a po co Ci oni?
Uśmiechnęłam
się: Wybierz jakąś kawiarnię w centrum handlowym i poproś
o dwa stoliki dla dwóch osób. Nie, Benedictcie, nadal nie pójdę z
tobą na randkę. Robię to tylko dla dobra Maggs... no i Roba.
Zadzwoń do ludzi z teatru i poproś, by zjawili się w tej kawiarni
oraz pozajmowali wszystkie wolne czteroosobowe miejsca. Dodatkowo
poproś kelnera, by rozdzielił nas w pary, zrozumiano? Po
długich trzech minutach, aktor w końcu odpisał.
Aż taki okropny jestem, że nie chcesz się ze mną spotkać? Jasne, że zrozumiałem, Mary.
Uśmiechnęłam
się. Benedict był uroczy oraz zabawny, jednak nie czułam do niego
nic więcej nic przyjaźń. Co prawda byłam w nim szalenie
zauroczona, ale jeszcze nie było to uczucie, które mogłabym nazwać
miłością. Odpisałam: Nie jesteś okropny... Po prostu nie
potrafisz żartować! Buziaczki i do zobaczenia jutro. Aktor
nie zwlekał z odpowiedzią.
Dobranoc. Śnij o mnie.
Zaśmiałam
się, po czym odpisałam: Dzięki, że życzysz mi koszmarów.
Dobranoc.
Po
dziesięciu minutach planowania całego jutrzejszego dnia, udało mi
się zasnąć. I tak jak zapowiedział Ben – śnił mi się.