niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 14 *Mary*

7 komentarzy:
Długo nic nie pisałyśmy, prawda? Wybaczcie mi/nam ogromnie! Ja mam okropnie dużo nauki, inne blogi i zresztą nie miałam za grosz pomysłu, a teraz mi się udało! Rozdział jest znacznie dłuższy niż zwyczajnie i muszę powiedzieć, że podoba mi się ^^
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze nas czyta!
____________________________________________________________________

Doktor obejrzał moją rękę, kilka razy naciskając w przeróżne miejsca, aż natrafił na złamanie – nadgarstek. Jęknęłam wtedy, a on poprosił mnie, bym poszła do sali obok na rentgen. Kiwnęłam głową, po czym spojrzałam na Benedicta stojącego obok. Uśmiechał się szeroko do mnie, a ja tylko pokręciłam głową.
Wstałam z krzesła, po czym wyszłam razem z aktorem do holu. Tam zdjęłam bluzę. Benedict wciągnął szybko powietrze, po czym wydał dźwięk zaskoczenia.
- To ty masz tatuaże? -zapytał.
Spojrzałam na niego i uniosłam lewą brew.
- Świetna dedukcja Sherlocku!
Mężczyzna wytknął mi język, a następnie delikatnie ujął moją lewą dłoń, żeby przyjrzeć się jednemu z nich. Na przegubie widniał napis „Saviour”, a pod nim mniejszą czcionką „will be there” - kawałek refrenu z piosenki Black Veil Brides.
Ben uniósł moją prawą rękę. Na przegubie zauważył kawałek puzzla.
- Puzzel? Co to oznacza? -zapytał.
- Pozwolisz, że wytłumaczę ci, gdy wyjdziemy ze szpitala...
- Jasne. Masz jeszcze jakieś?
Pokazałam mu kciuka, na którym widniała kotwica.
- To też coś oznacza? -zapytał.
- Co? Nie! Po prostu chciałam sobie taki zrobić! -Uśmiechnęłam się.
Po chwili odwróciłam się i pochyliłam do przodu. Krótkie włosy umożliwiły szybkie zauważenie trzech wzbijających się do lotu ptaków.
- Niezłe, nie powiem. A teraz chodź już na ten rentgen. -powiedział.
Kiwnęłam głową, po czym ruszyliśmy na koniec korytarza.
Benedict zapukał w ciemne drzwi, a z wewnątrz usłyszeliśmy krzyk pozwalający na wejście.
- Zaczekaj tutaj. -powiedziałam do Bena, a ten usłuchał.


Szybko załatwiłam sprawę z prześwietleniem, a ja nie myliłam się – złamałam rękę. Doktor, po obejrzeniu rentgena, postanowił założyć mi gips, który muszę zachować przez trzy tygodnie.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę powrotną do mojego mieszkania. Po pięciu minutach ciszy odezwał się Benedict.
- Więc?
- Co więc? -zapytałam.
- Co oznacza ten cholerny puzzel? To pytanie dręczy mnie od momentu, gdy zobaczyłem ten tatuaż... Więc?
Wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam, że nie będę mogła wytłumaczyć tego jednym słowem.
- Gdy miałam sześć lat straciłam dziadka. -zaczęłam. -Jedynego dziadka. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale mój ojciec nawet nie znał swojego, więc... Rozumiesz?
Aktor kiwnął głową nadal przyglądając się ulicy.
- Pamiętam tylko trzy sytuacje, w których byłam razem z dziadkiem. Jedna z nich to właśnie puzzle. Gdy byłam bardzo malutka rodzice kupili mi oraz mojej siostrze takie ogromne puzzle z Teletubisiami. A jedyne co pamiętam to, gdy siedziałam z dziadkiem w jadalni i wspólnie je układaliśmy...
Nastała chwila ciszy, a ja robiłam wszystko, by nie patrzeć na aktora. Dziwnie się czułam, po opowiedzeniu mu swojej najważniejszej historii, a mianowicie zdradziłam mu swój słaby punkt. Miałam nadzieję, że zrozumie to wszystko.
- Mów coś jeszcze. -powiedział po chwili. -Naprawdę nie wiem jak mogę ci odpowiedzieć... Po prostu... Ja nie przeżyłem tego co ty. Przykro mi? Nigdy nie wiem czy to się mówi w takich sytuacjach...
- Dziękuję? -wyszeptałam. -Ja za to nigdy nie wiem czy na to tak się odpowiada.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Jak miło. Udajemy, że znamy się od wielu lat, a ja czuję się dzięki temu, jakbyś nie wiedziała, że jestem sławny.
- W sumie, to o tym zapomniałam. -Uśmiechnęłam się.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy.


Kiedy znaleźliśmy się pod moją kamienicą, dostrzegłam Maggie. Stała niespokojna, a obok jej stóp leżała niewielka torba. Jej blond loki były potargane – musiała wychodzić w pośpiechu.
Benedict postawił auto niedaleko niej.
- Dziękuję ci ogromnie, że mnie zawiozłeś do tego szpitala. -powiedziałam, po czym chwyciłam jego dłoń. - Lepiej jednak żebyś nie wychodził. Wściekła kobieta na widok przyjaciela faceta, który prawdopodobnie ją wkurzył robi okropne rzeczy.
Aktor spojrzał w stronę, w którą machnęłam. Natychmiast zrozumiał przekaz.
- No to do zobaczenia. -powiedział, gdy wyszłam z samochodu.
- Cześć.
Zamknęłam za sobą drzwi, po czym zaczęłam zbliżać się do Niny. Benedict odjechał, a ja zrozumiałam, że muszę zaopiekować się tą dziewczyną.
Głowę miała spuszczoną, a jej loki zasłaniały twarz. Nie słyszałam pociągania nosem, więc stwierdziłam, że jest prędzej zdenerwowana, niż zrozpaczona.
- Hej, Maggs! -krzyczę udając, że nie mam pojęcia o jej złym humorze.
Blondynka podnosi wzrok i lekko uśmiecha się.
- Cześć, Ślamajdo. Jakim cudem złamałaś tą rękę? -pyta.
- Chodź do środka to ci opowiem.
Dziewczyna chwyta swoją torbę, by ruszyć za mną do mojego mieszkania.

Usiadła na kanapie, a ja poczłapałam do kuchni.
- Kawy, herbaty? -zapytałam.
- Jestem zmęczona, wściekła i jednocześnie zrozpaczona, więc... kawę poproszę. -odpowiedziała.
Stanęłam na palcach, by móc sięgnąć do szafki, w której trzymałam rozpuszczalną kawę. Nie potrzebowałam ekspresu, ponieważ nigdy nie lubiłam tego napoju, aż tak bardzo.
Chwyciłam kubek, do którego wsypałam odpowiednią ilość kawy. Wcisnęłam przycisk, by włączyć czajnik, a następnie czekałam aż woda się zagotuje. Po tym, gdy lampka zgasła, wlałam wrzątek do kubka, po czym wymieszałam zawartość.
- Dolać mleka? -zapytałam.
- Nie. Potrzebuję czegoś mocnego. -burknęła przyjaciółka.
- A słodzisz?
Nastała chwila ciszy.
- A nasyp jedną łyżeczkę, proszę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i wykonałam prośbę.
Po chwili siedziałyśmy już na kanapie, a Maggs dodatkowo popijała kawę.
- Opowiesz co się stało, że tutaj wpadłaś? -zapytałam, gdy dziewczyna się nie odzywała.
Blondynka odstawiła kubek na stolik przed kanapą, by następnie obrócić się twarzą w moją stronę. Opowiedziała mi całe zdarzenie. Od momentu, gdy Robert zostawił w jej pokoju wszystkie jej rzeczy, aż do momentu, kiedy stała pod kamienicą.
- Czekaj, daj mi moment. -Pomasowałam skronie. -Wyznał ci miłość, mimo iż znacie się dopiero tydzień?
- Dokładnie.
- Ty pocałowałaś go, mimo, że nie chcesz z nim być?
- No nie do końca... Po części chcę, po części nie... -burknęła. -To skomplikowane!
- Ja ciebie zupełnie nie rozumiem... Ani Roberta. Dziwni jesteście. -mruknęłam.
Nina obróciła się, po czym przetarła oczy.
- Ja siebie, ani Boba, też nie rozumiem... Przychodzę tylko z pytaniem – mogę u ciebie zanocować?
- Co to w ogóle za pytanie. Kanapa jest cała twoja, Maggs! -mówię, po czym przytulam dziewczynę
Patrzę na telefon, który leży na stoliku, następnie na zegar.
- Słuchaj. Jest już późno... Może pójdź do toalety, umyj się, a później przyszykuj do snu, co? -zapytałam.
Dziewczyna kiwnęła głową, chwyciła swoją torbę, po czym udała się do łazienki. Gdy usłyszałam szum wody w prysznicu pochwyciłam telefon i zamknęłam się w pokoju. Wpisałam numer do Benedicta, ponieważ zdążyłam się już go nauczyć. Po trzech sygnałach odebrał.
- Halo? -Usłyszałam niski głos znajomego.
- Hej. To ja Mary. Masz troszkę czasu? -zapytałam.
- A co? Tak bardzo chcesz się ze mną spotkać? -Zaśmiał się.
- Nie jesteś śmieszny. -burknęłam. -Mam pewną sprawę.
- Zamieniam się w słuch.
Odchrząknęłam oraz sprawdziłam czy Nina wciąż się kąpie.
- Trzeba spiknąć Roberta i Maggie. -oznajmiłam.
Przez chwilę myślałam, że Benedict się rozłączył, gdyż nie odzywał się przez dłuższy czas.
- Wiesz, że miałem zadzwonić do ciebie w tej sprawie. -powiedział po chwili. -Robert przyszedł do mnie załamany i opowiedział całą historię. Udałem, że mam ochotę zapalić, więc wyszedłem. No i wtedy ty zadzwoniłaś.
Uśmiechnęłam się, mimo że wiedziałam, iż aktor tego nie zauważy.
- Więc jak? Pomożesz mi? -zapytałam.
- No jasne!
- Posłuchaj. Pojedziemy jutro do tego wielkiego centrum handlowego. Oczywiście w różnych godzinach, żeby nie domyślili się. -Chwilę zastanowiłam się nad dalszymi słowami. -Dalej jakoś samo pójdzie. Wystarczy spotkać się w jednym sklepie, przez co spędzimy cały dzień razem.
- Że w sensie ja i ty? -zapytał.
- Przestań! -Zaśmiałam się. -Mam na myśli całą naszą czwórkę, Ben.
- No niech ci będzie. To... Zadzwoń jeszcze do mnie jutro. Umówimy się konkretnie, okej?
- Okej. Do zobaczenia. -powiedziałam, po czym rozłączyłam się.
W momencie, gdy odłożyłam telefon, do mojego pokoju weszła Maggie. Miała na sobie niebieską pidżamę, a jej mokre blond włosy spływały na ramiona.
- Z kim rozmawiałaś? -zapytała.
- Zadzwoniłam do Boba. -powiedziałam szybko wymyślając. -Wiesz, tego z teatru. Będę musiała się z nim spotkać i porozmawiać na temat sztuki, którą mieliśmy przedstawiać.
- No tak... Trochę głupio. -mruknęła.
- E tam! Nawet tak bardzo mi nie zależało na tym.
Przeszłyśmy do salonu, gdzie rozłożyłam na kanapie prześcieradło, kołdrę oraz poduszkę. Następnie zgasiłam tam światło.
- Śpij dobrze, Maggie. Jutro pójdziemy sobie po południu do centrum, żebyś się rozluźniła. Co ty na to? -powiedziałam.
- W sumie... Z chęcią.
Po tych słowach poczłapałam cicho do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic oraz umyłam zęby. Później skręciłam do swojego pokoju, gdzie zgasiłam światło i padłam na łóżko. Chwyciłam telefon, by sprawdzić godzinę, jednak na ekranie zauważyłam informację o nowej wiadomości. Była ona od Benedicta.

Trzeba będzie od nich uciec.

Zastanowiłam się nad słowami aktora. Czy to kolejny żart, który ma na celu mnie zdenerwować? Napisałam: Co masz na myśli? Otrzymałam szybką odpowiedź.

Żeby Twój plan zadziałał, trzeba będzie ich zostawić samych.

Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Odpowiadam: No tak. Bez tego się nie obejdzie.
Wtedy olśniło mnie. Szybko napisałam pytanie, które tak bardzo chciałam zadać Benedictowi: Czy masz jakiś kontakt z grupą z teatru? Po minucie usłyszałam cichą wibrację.

Tak, a po co Ci oni?

Uśmiechnęłam się: Wybierz jakąś kawiarnię w centrum handlowym i poproś o dwa stoliki dla dwóch osób. Nie, Benedictcie, nadal nie pójdę z tobą na randkę. Robię to tylko dla dobra Maggs... no i Roba. Zadzwoń do ludzi z teatru i poproś, by zjawili się w tej kawiarni oraz pozajmowali wszystkie wolne czteroosobowe miejsca. Dodatkowo poproś kelnera, by rozdzielił nas w pary, zrozumiano? Po długich trzech minutach, aktor w końcu odpisał.

Aż taki okropny jestem, że nie chcesz się ze mną spotkać? Jasne, że zrozumiałem, Mary.

Uśmiechnęłam się. Benedict był uroczy oraz zabawny, jednak nie czułam do niego nic więcej nic przyjaźń. Co prawda byłam w nim szalenie zauroczona, ale jeszcze nie było to uczucie, które mogłabym nazwać miłością. Odpisałam: Nie jesteś okropny... Po prostu nie potrafisz żartować! Buziaczki i do zobaczenia jutro. Aktor nie zwlekał z odpowiedzią.

Dobranoc. Śnij o mnie.

Zaśmiałam się, po czym odpisałam: Dzięki, że życzysz mi koszmarów. Dobranoc.
Po dziesięciu minutach planowania całego jutrzejszego dnia, udało mi się zasnąć. I tak jak zapowiedział Ben – śnił mi się.