piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 1 *MARY*

Siedzę przy biurku i przeglądam zdjęcia. Kto by uwierzył, że minął już rok? To chyba mój najwspanialszy rok. Nigdy nie przypuszczałabym, że spotkam w życiu takich ludzi jak Mag. Gdyby nie ona, całe moje życie byłoby jedną, wielką kupą niczego. No, a Ben... Ach, Ben to inna bajka. O nim opowiadać mogłabym dniami i nocami. Wspaniały człowiek, tak samo jak Robert. Mam sporo czasu. Dlaczego nie opowiedzieć Ci wszystkiego?

Rok wcześniej...

Nigdy nie myślałam, że w kinie o północy będą takie pustki. A zwłaszcza w Londynie. Siedziałam przed wejściem do sali numer trzy, obok mnie czerwone fotele i stoliki. Gościu otworzył drzwi i powiedział, że mogę już wejść.
Usiadłam na idealnym miejscu. Nikogo innego nie było na sali, więc mogłam wybrać gdzie chcę siedzieć. Minęło kilka minut, a światła zaczęły gasnąć. Na ekranie pojawiła się pierwsza reklama.
   - Siemka. -szepnął mi ktoś do ucha.
   - Jezus, Maria! -wrzasnęłam i podskoczyłam na siedzeniu. -Odbiło Ci, czy co?
Spojrzałam na dziewczynę siedzącą obok. Miała blond włosy do ramion, końcówki lekko zakręcone. Patrzyła się na mnie sowimi*, niebieskimi oczami. Wyglądała na szczupłą.
   - Zazwyczaj często to mi się zdarza... -przechyliła głowę. -Może za dużo kofeiny...
Przewróciłam oczami i spojrzałam z powrotem na ekran. Minęły już reklamy produktów, zostały jeszcze zwiastuny innych filmów.
   - Robert czy Benedict? -zapytała nieznajoma.
   - Słucham? -spojrzałam na nią.
   - No dla kogo tu przyszłaś. -podkuliła chude nogi. -Rozumiesz, nie? Ja dla Roberta. Ale z niego ciacho.
Zaśmiałam się, a następnie podałam jej rękę.
   - Mary jestem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i chwyciła mnie za dłoń.
   - Maggie.
Chwilę nie rozmawiałyśmy oraz wspólnie patrzyłyśmy w ekran. Po chwili odezwałam się ja.
   - Benedict.
   - Jest! -wrzasnęła Mag. - Masz szczęście!
Chciałam właśnie coś powiedzieć, gdy uciszyła mnie machnięciem ręki.
   - Zamknij twarz. Zaczyna się.

Dwie godziny filmu zajęły nam na wrzeszczeniu „Uważaj za tobą!”, „Benedict! Trzymaj się!” i „Ale z niego ciacho!”. Dowiedziałam się również, że dziewczyna oglądała film przede mną, w tej samej sali, a została po to by obejrzeć to po raz drugi. Jak schowała się przed sprzątaczkami? Tego nie powiedziała mi do dziś.
Maggie mieszka całkiem niedaleko, bo całe dwie ulice dalej, dzięki czemu wracałyśmy razem.


Wpadłam do mojego wynajmowanego mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi. Do Londynu przyjechałam dwa dni temu z Polski, na cały rok.
Rzuciłam torebkę na ziemię, a buty zdjęłam jednym kopnięciem. Podeszłam do lustra i przyjrzałam się sobie uważnie. Miałam wtedy krótkie włosy, teraz wychodzą mi za ramiona. Ciągle mam duże, brązowe oczy i całkiem szerokie biodra. Maggie jest moim czystym przeciwieństwem. Ja ciemne włosy, ona jasne. Ja grubsza, ona chudsza. Ważne, że obie jesteśmy idiotkami.
Zaśmiałam się i poszłam do kuchni. Podgrzałam wodę w czajniku, a po chwili zrobiłam czarną herbatę. Gdy chwyciłam pełen kubek usłyszałam dźwięk dzwonka. Kto normalny przychodzi do kogoś o drugiej w nocy? Nieważne. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je szeroko. O mały włos i wylałabym zawartość kubka.


Nie. To tylko sen, Mary. Obudź się idiotko! - powtarzałam w głowię. Zamknęłam na chwilę oczy, po czym znów je otworzyłam. Przede mną -tak jak wcześniej- stali Benedict Cumberbatch i Robert Downey Junior. Ledwie powstrzymałam się od pisku.
   - Hej... -głos Benedicta zmiótł mnie z powierzchni ziemi. W ostatnim momencie złapałam się wieszaka. -Przepraszam, że Cię tak napadamy i podobne, ale zgubiłaś chyba coś...
Zza pleców wyciągnął mały, srebrny łańcuszek z galopującym koniem na przywieszce.
   - O matulo! -odłożyłam kubek i chwyciłam naszyjnik. -Dziękuję bardzo!
   - Żaden problem. -uśmiechnął się Robert. -A wiesz może, gdzie mieszka ta twoja przyjaciółeczka?
   - Maggie? A co od niej chcecie?
   - Właściwie to Rob chce. -odchrząknął Benedict. - Też coś zostawiła w kinie.
   - Ach... Mieszka dwie ulice dalej w bliźniaku z numerem 42.
Robert uśmiechnął się na znak podziękowania, a następnie odszedł.
   - To ja też będę szedł... -Benedict ukłonił się.
   - Nie! -odchrząknęłam. -To znaczy, wejdź.
Aktor uśmiechnął się, wytarł buty o wycieraczkę i wszedł do mieszkania. Spojrzałam na naszyjnik w mojej dłoni. Jakim cudem odczepił się od mojej szyi?

2 komentarze:

  1. Cześć! Rozdział był naprawdę zarąbisty. Podobało mi się bardzo spotkanie Maggie i Mary. Bardzo ciekawa też była scena gdy Benedict i Robert przyszli do domu Mary. Coś czuję że będę często zaglądać na twój blog :)

    Pozdrawia: Aisha

    OdpowiedzUsuń
  2. OŁ EM DŻI!
    Ludzie, kocham wszystko w Twoim blogu <3
    Szablon z Benem Robercikiem ^Q^ AWW... KOCHAM *-*
    Twoje zdolności pisarskie sa bardzo dobre. Nie widziałam żadnych błędów, co jest wielkim plusem. Czcionka jest troszkę mała, jeśli mogłabyć powiększyć troszeczkę byłoby idealnie ^^
    Od razu wciągnęłam się w fabułę!
    I byłam taka zesrana, gdy przed nio stanął Benedict! *o*
    Ja bym od razu zaczęła krzyczeć XD
    Fajnie, że Mary nie jest taka "idealna" tylko taka zaokrąglona i prawdziwa ;3
    A w Maggie od razu żem się zakochała ^.^ Taka zakręcona duszyczka!
    Gratuluję pomysłu i lecę czytać następny rozdział! Będę tu często wpadać <3
    Pozdrawiam, Sabatowa ^^
    BŁAGAM, WYŁĄCZ WERYFIKACJĘ OBRAZKOWĄ ;-;

    OdpowiedzUsuń