A co do rozdziału: Pisałam go przez trzy dni i jest baaaaaardzo długi. KOMUNIKAT DO OPHELII! Wybacz, ale zapożyczyłam sobie pisanie z punktu widzenia Maggie. Gdy zobaczycie znaczek "~*~", będzie to oznaczać, iż zmienia się bohaterka. Wszystko zaczyna się od Mary, później jest Nina, a na koniec znów Mary. Endżoj! :D
W pewnym momencie wystąpiło brzydkie słowo, ale było mi potrzebne... Przepraszam!
Na końcu postu wstawiam dwa wideła, które poprosiłabym, żebyście obejrzały! :) A teraz: rozdział.
__________________________________________________________________________
W
swoim domu byłam bardzo szybko. Nie wiem czemu, ale do moich oczu
wpełzły łzy. Dwoma kopnięciami zdjęłam buty, po czym leniwym
krokiem poczłapałam na kanapę, by tam położyć się na boku.
Otarłam oczy, a następnie podniosłam się do pozycji siedzącej. W
salonie zrobiło się bardzo duszno, więc wstałam i podeszłam do
drzwi balkonowych. Otworzyłam je zbyt szybko, przez co do pokoju
wpadł lekki powiew wiatru, który zrzucił liścik od Benedicta.
Podeszłam do niego, dzięki czemu zobaczyłam tekst z tyłu.
Pochyliłam się, by chwycić kartkę. Usiadłam z powrotem na
kanapie, a następnie przyjrzałam się małym literkom i cyferkom z
tyłu liścika.
A jeśli potrzebowałabyś się ze mną
skontaktować, to dzwoń na ten numer.
Pod
spodem starannie napisał zbiór cyferek. Przeczytałam to z dziesięć
razy, a nadal nie rozumiałam o co tutaj chodzi. Czyli, że on chce,
żebym się z nim skontaktowała? Dobra, to trochę brzmiało jak
tekst pedofila w stylu „Chodź, pokażę ci kotki w piwnicy!”.
Uśmiechnęłam się, gdyż przypomniałam sobie swoją koleżankę z
podstawówki, która wciąż to powtarzała.
Mimo
to zapisałam numer, a następnie położyłam się na kanapie. Po
krótkiej chwili zasnęłam. W śnie ujrzałam Maggie, która pluła
razem z Robertem ze statku jak w „Titanicu”. Śmiali się, a
wszyscy wytykali ich palcami, ale oni nadal robili to co inni uważali
na dziwne. No, ale szczerze... To było dziwne.
Następnie
zauważyłam JEGO. Ubrany był w czarny garnitur, a włosy były
ułożone tak jak zawsze na wywiadach. Poczułam na polikach gorąco,
przez co spojrzałam na swoje stopy, jednak nie mogłam ich zobaczyć,
gdyż miałam na sobie błękitną, odchodzącą od bioder, suknię.
Benedict wyciągnął do mnie rękę, a ja delikatnie ją chwyciłam.
W tle usłyszałam muzykę z jednej z moich ulubionych piosenek.
Aktor uśmiechnął się szeroko (Boże, dzięki Ci za jego śliczne
zmarszczki przy oczach), a następnie otworzył usta, by coś
powiedzieć, ale zamiast jego wspaniałego głosu, wydobył się
początek piosenki Michaela Jacksona: „Hey pretty baby with the
high heels on!”. Zrozumiałam, że coś tu nie gra.
Otworzyłam
oczy, a następnie spojrzałam na telefon trzymany w dłoni. Na
ekranie wyświetlił się numer Maggie. Super. Czy ona musiała
akurat teraz zadzwonić?!
-
Cześć Nino... Coś się stało? -spytałam lekko zaspana.
-
Masz sukienkę wieczorową? -zapytała drżącym głosem.
- A po co mi...
- A po co mi...
-
Liścik. -przerwała.
Nie
musiała nic dalej mówić. Kiwnęłam głową, chociaż dobrze
wiedziałam, że dziewczyna tego nie widziała, i zaraz się
rozłączyłam.
Wbiegłam
do mojego pokoju, stanęłam przed szafą, po czym szeroko ją
otworzyłam. Zaczęłam wyrzucać rzeczy za siebie mrucząc ciągle
„Nie, nie! To też nie!”. Natrafiłam na moją ulubioną bluzkę
z Michaelem Jacksonem. Chwilę zastanowiłam się nad nią, po czym
przypomniałam sobie z kim to ja mam się spotkać.
- NA
SLIPY POSEJDONA, NIEEE! -wrzasnęłam.
Wyrzuciłam
ją za siebie, ale za chwilę chwyciłam ją z powrotem
przepraszając. Upadłam na kolana i pisnęłam. Po chwili podniosłam
się, wybiegłam na hol, chwyciłam klucze, wyszłam z mieszkania,
zamknęłam drzwi, po czym udałam się do windy.
Zapukałam
do drzwi przyjaciółki. Wtedy wyglądałam jak jeszcze większa
sierota, niż rano. Nie dość, że moje włosy były strasznie
potargane, to jeszcze jeden rękaw bluzy z Myszką Miki był
podwinięty, a drugi nie. Jak ja mam się czuć swobodnie przy Ninie?
Dziewczyna
wychyliła głowę zza drzwi, a gdy dostrzegła, iż to ja otworzyła
je szeroko.
-
Dobrze, że jesteś! Nie mam nic... A nie jestem pewna, czy mój
budżet wytrzyma! -krzyknęła.
- Ty
się martwisz budżetem?! Ja nie mam żadnej sukienki na wieczór!
-sapnęłam.
-
Przejrzyj moje. Jeśli nic nie znajdziesz, to będę musiała
porządnie przetrzepać kieszenie.
Weszłyśmy
do środka. Obydwie padłyśmy przy szafach. Nie wiem ile nam to
zajęło, zapewne bardzo długo, ale po pewnym czasie znalazłam
śliczną sukienkę.
-
Chcę tą! -krzyknęłam. -Jest świetna!
Blondynka
wychyliła się zza drzwiczek szafy, a na znak dobrego wyboru,
kiwnęła głową. Wstała, po czym rozciągnęła się niczym kot.
-
Okej. Mam mało czasu, ale idę coś kupić. Będę za chwilę!
-powiedziała, a następnie wyszła.
Wstałam,
podeszłam do wielkiego lustra i przyłożyłam sukienkę do swojego
ciała. Była czerwona, zakrywała stopy, ale najlepsze było to, że
przylegała do mojego ciała. Uśmiechnęłam się, po czym szybko
zdjęłam z siebie ubranie, a następnie zaczęłam zakładać
sukienkę. Mimo, iż nie była zapięta już czułam, że jest za
ciasna. Zaczęłam powoli ją zdejmować, złożyłam w kostkę, a na
koniec z powrotem ubrałam się w swój strój codzienny.
Nagle
usłyszałam jak drzwi otwierają się. Maggie weszła do holu, przy
czym towarzyszył jej szelest siatek.
-
Cześć! Wróciłam! -krzyknęła, po czym skierowała się do
łazienki. -Teraz idę się przebrać!
Zachichotała,
a zaraz usłyszałam trzaśnięcie kolejnych drzwi.
Opadłam
na fotel i schowałam twarz w dłonie. Jak ja mam zamiar teraz się
pokazać?, pomyślałam. Wtedy przypomniałam sobie o telefonie w
kieszeni. Wyciągnęłam go, odblokowała, a mym oczom ukazała się
tapeta z Benedictem (Dzięki Ci Davidzie Karp, za stworzenie Tumblr'a
i możliwości pobierania zdjęć!). Ręka zaczęła mi się trząść,
ale jakoś dałam radę wybrać zakładkę „Kontakty”, a
następnie wybrać ten jeden numer. Zaczęłam pisać wiadomość.
Cześć Benedictcie, to ja Mary.
Piszę, by przekazać Ci, iż nie zjawię się na waszej... Jakby to ująć... „Niespodziance”. Przepraszam, że psuje Wam wieczór.
Pozdrawiam, Twoja Mary.
Do
moich oczu napłynęły łzy. Dlaczego? Czy to z tego powodu, że nie
spełnię swojego marzenia i nie porozmawiam dłużej z Benedictem?
Wiem, że u mnie nocował i w ogóle... Czy może to z powodu tego,
iż zepsuje dzień Niny? Ona tak bardzo się z tego wszystkiego
cieszyła.
Chwyciłam
pierwszą lepszą kartkę i zaczęłam na niej pisać. Niestety pod
wpływem emocji napisałam tylko jedno słowo, po czym wybiegłam
cicho z bliźniaka z oczami pełnymi cieczy.
~*~
Stałam
już całkowicie ubrana i umalowana w mojej prześlicznej sukience.
Była granatowa z czarnym paskiem, a ledwie dosięgała mi do kolan.
Nie miała ramiączek, ani niczego takiego. Idealnie przylegała aż
do bioder, lecz za paskiem zrobiła się luźniejsza, dzięki czemu
przy obrotach okręcała się razem ze mną. Ekspres był pod moją
lewą pachą, więc bardzo łatwo się zapięłam.
Poprawiłam
rzęsy, na usta nałożyłam lekko różowy błyszczyk. Włosy
spięłam w wysokiego kucyka, a następnie pokręciłam końcówki
lokówką. Wystające kosmyki przylizałam, po czym spięłam
czarnymi wsuwkami.
Zdążyłam
ogolić nogi, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi wejściowych.
Otworzyłam szeroko oczy, wstałam, podreptałam do lustra,
poprawiłam włosy, szybko założyłam swoje granatowe szpilki, a na
koniec wyszłam wolno z łazienki.
-
Już idę! -pisnęłam, po czym odchrząknęłam i powiedziałam
normalnie. -Idę!
Otworzyłam
drzwi, a w nich ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Robert.
Na sam jego widok moje poliki okryły się czerwienią. Zauważyłam,
że stojąc przed nim w szpilkach byłam niższa o dwa centymetry.
-
Pójdę założyć balerinki. -oznajmiłam, a następnie skierowałam
się do torby, do której schowałam buty.
-
Dobry pomysł. -zaśmiał się Bob.
Szybko
założyłam balerinki, po czym wróciłam do aktora. Już mieliśmy
wychodzić, gdy przypomniałam sobie o przyjaciółce.
- O
matulo! -krzyknęłam. -Zaczekaj, zapomniałam o Mary. A swoją
drogą, to gdzie Benedict?
-
Mary napisała do Bena, że nie może dzisiaj przyjść... Nic tobie
nie powiedziała? -spytał zaskoczony.
Kiwnęłam przecząco głową, po czym wróciłam do salonu. Spojrzałam na fotel, na którym leżała złożona sukienka, a na niej karteczka. Chwyciłam ją i jednym susem przeczytałam. Na środku kartki widniało jedno słowo napisane oryginalnym pismem mojej przyjaciółki, a brzmiało ono „Przepraszam”. Ostatnia literka była lekko zamazana, gdyż skapnęła na nią łza autorki. Mogła to być też ślina, ale osobiście obstawiłam łzę.
Kiwnęłam przecząco głową, po czym wróciłam do salonu. Spojrzałam na fotel, na którym leżała złożona sukienka, a na niej karteczka. Chwyciłam ją i jednym susem przeczytałam. Na środku kartki widniało jedno słowo napisane oryginalnym pismem mojej przyjaciółki, a brzmiało ono „Przepraszam”. Ostatnia literka była lekko zamazana, gdyż skapnęła na nią łza autorki. Mogła to być też ślina, ale osobiście obstawiłam łzę.
Odłożyłam
kartkę na miejsce, a następnie wróciłam do Roberta. Nie
zrozumiałam dlaczego Szczerbol się wycofał. Wspomniałam już, że
ją tak przezywam? Nie? A no to już wiesz. A mówiłam dlaczego? Też
nie? Jezusie, o ilu ja rzeczach zapomniałam?! Przezywam ją tak,
gdyż notorycznie się uśmiecha, a nawet często z wystawionymi
zębami. Wracając do tematu... Dlaczego zrezygnowała?
Robert
zawiózł mnie w najpiękniejsze miejsce w jakim dotychczas byłam.
Swoim autem podjechał pod piękny biały pałacyk. Powiedział mi,
iż znajdujemy się przed jedną z najlepszych restauracji w
Londynie, a dzisiejszego wieczoru organizowane są tańce.
Zatrzymał
samochód, wysiadł, a następnie otworzył mi drzwi.
-
Zawsze jesteś takim gentelmenem, czy to tylko na pokaz? -zapytałam
patrząc mu w oczy.
-
Aktualnie... Tylko na pokaz. -uśmiechnął się.
Gdy
stanęłam obok niego, walnęłam go łokciem w ramię. Aktor złapał
się dłonią za to miejsce, udając iż go to zabolało. Wytknęłam
mu język, po czym powędrowałam do schodów, przez co żwir pod
moim stopami zgrzytał bardzo głośno. Powoli zaczęłam po nich
wchodzić, a Robert sunął tuż obok mnie z wielkim uśmiechem na
twarzy.
Po
chwili znaleźliśmy się przed wejściem, gdzie stał łysy kelner.
Bob poprosił o jeden stolik dla dwojga osób na balkonie. Kelner
kiwnął głową, po czym wszedł do środka, a my za nim.
Skręciliśmy w lewo, a naszym oczom ukazały się kolejne schody.
Chyba nie będę opisywać Ci jak się wchodziło po schodach, nie?
Przeszliśmy
przez parkiet, który był jeszcze pusty. Sekundę później
znaleźliśmy się na wspaniałym balkonie o posadce z białego
marmuru. Obręcze, również z tego samego kamienia, zostały
przykryte różnymi kwiatami. Z balkonu widok był nieziemski,
widziałam żwirowy parking, a dalej piękny ogród, który tamtego
dnia oświetlono kolorowymi lampami, gdyż zrobiło się już ciemno.
Na posadce stały ślicznie ozdobione stoły oraz krzesła, idealnie
dopasowane.
Kelner
usadził nas jak najbliżej poręczy, żebyśmy mogli oglądać
widoki. Chwilę później przyniósł nam menu, żebyśmy wybrali
kolację. Przyjrzałam się nazwom oraz opisom dań. W pamięć
zapadła mi jedna potrawa.
- Robercie? -zaczęłam.
- Robercie? -zaczęłam.
-
Tak?
- Co
to jest ta musaka? -zapytałam szeptem, jednocześnie nachylając się
do Boba.
Aktor
uśmiechnął się szeroko, po czym odparł:
- Coś pysznego.
- Coś pysznego.
W
tym samym momencie do naszego stolika podszedł łysy kelner.
-
Czy mogę już zebrać zamówienia? -spytał.
Robert
spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam głową.
-
Tak. -mówi. -Nino? Na co masz ochotę?
- Ja poproszę tą musakę. -odparłam.
- Ja poproszę tą musakę. -odparłam.
-
Dobry wybór. -powiedział kelner i zapisał danie na kartce.
- A
ja poprosiłbym kurczaka w sosie cytrynowym. -wtrącił się Robert.
-I jeszcze czerwone wino, to co zawsze.
Kelner
uśmiechnął się, zapisał, po czym zabrał nasze menu i odszedł.
Zaczęłam
zastanawiać się nad słowami „To co zawsze”. Robert często tu
przychodzi z jakimiś dziewczynami? Albo może sam... Nieważne,
skarciłam się. Jakiś inny pracownik restauracji przyniósł nam
dwa kieliszki i butelkę wina. Nalał nam alkohol do kieliszków, a
następnie postawił na stole, po czym odszedł. Robert uniósł
swoją lampkę, a ja poszłam w jego ślady.
-
Twoje zdrowie. -powiedział.
Uśmiechnęłam
się na znak podziękowania, po czym razem spróbowaliśmy trunku. To
było najlepsze wino jakie do tej pory piłam.
Po
dziesięciu minutach kelner przyniósł nam nasze potrawy. Nie dość,
że musaka wyglądała pysznie, to jeszcze smakowała nieziemsko!
Robert i ja zjedliśmy wszystko w milczeniu, a aktor co kęs
spoglądał na mnie.
Chwyciłam
serwetkę, by wytrzeć usta, ale na szczęście nie ubrudziłam się.
Dopiliśmy wino rozmawiając w stylu „A co tam u ciebie?”,
„Ładnie wyglądasz”, „O dzięki, ty też”, bla, bla...
Nagle
usłyszeliśmy wolną muzykę puszczaną z środka. Rob spojrzał na
mnie oraz uśmiechnął się złowieszczo. Wstał, by podejść do
mnie.
- O
nie! -oznajmiłam. -Ja nie potrafię tańczyć!
- To
dobrze. -zaśmiał się. -Dlatego cię nauczę.
Zanim
zdążyłam zaprotestować, chwycił moją dłoń i zaciągnął na
parkiet. Stanęliśmy w towarzystwie pięciu innych par.
- To
proste. -zaczął Robert. -Ty obejmujesz moją szyję, a ja łapię
cię w talii, no i kołyszemy się w rytm muzyki, rozumiesz?
Kiwnęłam
powoli głową.
-
Ale rozluźnij się! -dodał i chwycił moje dłonie, po czym oplótł
wokół swojej szyi, a następnie położył swoje na mojej talii.
Zaczęłam
niepewnie kołysać się do rytmu, a po chwili moje serce przestało
bić tak szybko, dzięki czemu rozluźniłam się całkowicie. Ten
taniec był taki cudowny...
~*~
Podciągnęłam
nogi na kanapie i schowałam do nich głowę. Zaczęłam naprawdę
głośno szlochać. Obok mnie stało pełne pudełko chusteczek,
które non stop wyciągałam. Włączyłam telewizor, by obejrzeć
wszystkie części „Rambo”. Strasznie lubię te filmy, a dzięki
pierwszej części trochę poprawił się mi humor.
Po
tym jak wróciłam do domu, przebrałam się w wygodniejsze ciuchy.
Założyłam ukochaną bluzkę z Michaelem Jacksonem i rurki. Włosy
uczesałam, choć nie wiem dlaczego, a na koniec założyłam swoje
czerwone okulary, gdyż w soczewkach zrobiło mi się niewygodnie.
Teraz
siedziałam w tej głupiej pozycji, jedząc jednocześnie płatki
musli. Właśnie nastąpiła scena, gdy Rambo zabija psy, które go
ścigały, więc przez ten moment z moich oczu wyleciało więcej
łez. Miałam właśnie krzyknąć coś w stylu „Ty morderco... Ale
i tak cie lubię”, ale przeszkodził mi dzwonek do drzwi. Pierwsze
co przyszło mi do głowy to: Benedict. Tylko on mógł do mnie
przyjść. Mogła to też być Nina, ale było dopiero wpół do
siódmej, więc jeszcze nie wróciła z randki z Robem.
Wstałam,
nie przejmując się moim wyglądem, i zatrzymałam film. Założyłam
klapki, by ruszyć do drzwi. Otworzyłam je od razu, choć powinnam
najpierw zajrzeć przez wizjer. Jak się spodziewałam. U progu stał
sam Benedict Cumberbatch, ten mega przystojny aktor, który jest
no... po prostu... Cudowny.
Stał
zwyczajnie. Na sobie miał białą bluzkę i skórzaną kurtkę, a na
nogi założył zwyczajne dżinsy oraz trampki. Wyglądał normalnie,
a gdybym spotkała go na ulicy, chyba nigdy nie poznałabym, że to
ten słynny Sherlock.
Chciał
się uśmiechnąć, ale zauważył moje opuchnięte oczy, więc
stanął na baczność.
-
Płakałaś. -szepnął.
- No
nie, kurwa! -krzyknęłam. -Wytarłam twarz lizakiem, którego przed
chwilą lizałam!
Pod
wpływem kolejnych emocji, znów wybuchnęłam szlochem. Z oczu
wylała się tona łez, a ja zakryłam twarz dłońmi i zsunęłam
się po ścianie na podłogę. Nie usłyszałam, gdy Benedict ukucnął
naprzeciwko mnie. Odkleił moje dłonie od oczu, po czym starł łzy
z polików.
-
Hej. -odparł delikatnie. -Nie płacz, proszę.
Spojrzałam
mu w oczy, przez co zaczęłam płakać po raz kolejny.
-
Przepraszam cię, Ben. -wyjąkałam. -Nie chciałam być taka
chamska.
- Spokojnie, no już. Wstawaj.
- Spokojnie, no już. Wstawaj.
Złapał
mnie za łokcie, po czym podniósł z podłogi. Stanęłam blisko
niego, zbyt blisko. Czułam się taka mała, gdyż dosięgam mu
ledwie do ramion.
-
Skoro już jesteś -zaczęłam powoli odsuwając się od aktora. -to
może usiądziesz?
- Z
wielką przyjemnością. -uśmiechnął się.
Podreptałam
do kanapy, zrzuciłam zużyte chusteczki na podłogę, po czym
wycofałam się do kuchni. Benedict usiadł na sofie i spojrzał na
telewizor.
-
Rambo, klasyk. -powiedział.
Kiwnęłam
głową, mając nadzieję, iż aktor zobaczy gest.
-
Chcesz coś do picia, jedzenia? -zapytałam.
-
Nie rób sobie kłopotu. -mówi, po czym wstaje i podchodzi do mnie.
-Właściwie to chciałem się ciebie zapytać o to, czy masz ochotę
na spacer...
Sięgałam
właśnie po kubek, więc wypadł z moich rąk i roztrzaskał się na
kafelkach. Zakłopotana zaczęłam zbierać potłuczone kawałki
szkła.
-
Mary! -krzyknął Ben. -Nie rękoma! Jeszcze się pokale...
Spojrzałam
na niego gniewnie, więc natychmiast się zamknął. Jedyne co zrobił
to pochylił się i pomógł zbierać odłamki.
Wrzuciłam
wszystko do kosza, a następnie poczułam ból w palcu wskazujący.
Popatrzyłam na niego, a zamiast zdrowej skóry widniała na nim
strużka krwi, która powiększała się.
-
Mówiłem ci. -burknął Sherlock. -Pokaż to.
Aktor
chwycił delikatnie moją dłoń, po czym popatrzył w twarz.
-
Masz apteczkę? -zapytał.
Kiwnęłam
głową, a następnie pociągnęłam Benedicta za sobą do łazienki.
Tam, stając na palcach, z półki zdjęłam białe pudełko, które
podałam mężczyźnie. Usiadłam na sedesie, a Ben ukucnął przede
mną. Nasączył wacik wodą utlenioną i miał już odkazić mój
palec, gdy cofnęłam dłoń.
- Co
jest? -zdziwił się.
-
Pójdę z tobą na spacer oraz pozwolę zdezynfekować swoją ranę,
o ile ty odpowiesz na WSZYSTKIE moje pytania.
Benedict
chwilę się zastanowił, po czym kiwnął głową.
- No
niech ci będzie, Uparciuchu.
Uśmiechnęłam
się zwycięsko, a po chwili podałam mu dłoń. Mężczyzna szybko
oczyścił palec z krwi, a rana okazała się za duża na plaster,
więc zakrył ją gazą, a na koniec zabandażował.
- To
na tyle. -uśmiechnął się. -Idziemy?
-
Pozwól mi tylko wyłączyć telewizor, dobrze?
- Dobrze.
- Dobrze.
Wyszliśmy
z toalety, ja skierowałam się do salonu, a Benedict do drzwi.
Jednym susem wyłączyłam telewizor i szybko wróciłam do aktora.
Chwyciłam klucze, wyszliśmy z mieszkania, a na koniec zamknęłam
drzwi.
Ulice
Londynu o tej porze nadal były głośne, ale zdecydowanie cichsze
niż rano. Chwile przeszliśmy w milczeniu, jednak przypomniałam
sobie o pytaniach.
-
Tak więc... -odchrząknęłam. -Mam do ciebie kilka pytań.
-
Zamieniam się w słuch.
- Po
pierwsze: Wiesz, że jesteś idiotą, Cumberbatch? -zaśmiałam się.
-
Ej! A to niby dlaczego? -odparł urażony.
- TO
JA TU ZADAJĘ PYTANIA! -Zatrzymałam go i obróciłam w swoją
stronę. -Jak, do jasnej cholery, zdjąłeś mi ten naszyjnik?
Benedict
nachylił się do mnie, tak że nasze nosy prawie się stykały.
-
Czyli, że mój Sherlock się domyślił. -uśmiechnął się. -A
więc to było tak: Wiesz, jak są te przerwy pomiędzy fotelami,
tak? Gdy tylko ułożyłaś tam głowę, podszedłem do ciebie i
delikatnie go zdjąłem.
- A
dlaczego nic nie poczu-czułam? -wyjąkałam, zdenerwowana bliskością
aktora.
-
Nie mam pojęcia.
Aktor
odsunął się ode mnie, co jednocześnie było ulgą oraz smutkiem.
-
Posłuchaj, jest już trochę późno. Jeśli oczywiście będziesz
miała ochotę, mogę oprowadzić cię po moim mieście.
-
Tak. Znaczy się, byłoby miło z twojej strony... -Uderzyłam się w
czoło. -Ale do nie od rana, gdyż... Nie mogę po prostu....
Benedict
wydał się trochę smutny.
-
Ale zadzwonię do ciebie, obiecuję. -uśmiechnęłam się, po czym
odważyłam przytulić aktora.
Mężczyzna
odwzajemnił mój gest.
W
tym uścisku staliśmy dobre pięć minut. W końcu odczepiłam się
od Bena i pomachałam mu na pożegnanie. Sherlock uśmiechnął się,
po czym odszedł w innym kierunku niż ja. Cholera, pomyślałam,
chyba się zakochałam.
___________________________________________________________________________
Jak obiecałam mam dwa wideła. Pewnie słyszałyście o czymś takim jak Ice Bucket Challenge? Nasi chłopcy (Robcio i Benio) zostali do tego nominowani, więc macie:
Jak obiecałam mam dwa wideła. Pewnie słyszałyście o czymś takim jak Ice Bucket Challenge? Nasi chłopcy (Robcio i Benio) zostali do tego nominowani, więc macie:
KOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAM... Hm... Czy mówiłam, że KOCHAM? XD
OdpowiedzUsuńMatko Chryste Boska, zaliczyłam dwa zgony *O*
Jak oni tańczyli.. AWW <3
I wyobrażam sobie zmartwioną minę Benia, kiedy się pokłuła! *^*
Normalnie cud, miód i orzeszki! <3
Kocham Waszego bloga, naprawdę.
A ten tekst ze slipkami Posejdona XDDD SKISŁAM XDD
Pisałam podpoprzednim postem, co sądzę o szablonie, ale mogę przecież jeszcze raz :D
Jest CU-DO-WNY!
Pięknie dopasowane kolory, świetnie zrobione, do tego TO zdjęcie *O*
Idealnie, idealnie :3
ALE HOLA, HOLA, BŁĘDY BYŁY *O*
Moja ulubiona część, gdyż mogę uwierzyć, iż nie jest to wszystko zbyt perfekcyjne i zajebiste ^^
"Choć, pokarzę ci kotki w piwnicy!"
Zastanawia mnie czy naprawdę robiłaś te błędy, czy żeby było bardziej pedofilsko...?
Obstawiam drugą opcję, ale i tak poprawię, bo jam jest mondrala ._.
Choć = Chodź
Pokarzę = Pokażę
"- Mówiłem ci. -burknął Sherlock. -Pokaż to."
Sherlock? XD A JA MYŚLAŁAM, ŻE TO BENEDICT CUMBERBATCH XD O.O
" - Czyli, że mój Sherlock się domyślił. -uśmiechnął się."
"Uśmiechnął się" z wielkiej litery ^^ Odzielne jakby zdanie, ble, ble, ble, paplam bez sensu ;_;
"Sherlock uśmiechnął się"
No ja zaczynam myśleć, że Ty to specjalnie robisz, a ja wychodzę na idiotkę, wytykając to .__.
Orajt, orajt, ale... Nie do końca rozumiem, czemu Mary tak się załamała.
Bo kiecka nie pasowała?
Nosz kurwa, na serio? XD
Proszę, wytłumaczcie ;_;
A Benedict taki Mr. Sex normalnie *O*
Ja tak sobie czytam, czytam, czytam i już normalnie orgazm czytelniczy, gdy nagle JEEBSSS BEN DOTYKA JEJ NOSA SWOIM NOSEM, NOSZ JA PIERDYKAM, MYŚLAŁAM, ŻE MNIE ROZNIESIE *O*
Cudocudocudo :3
Chcę więcej.
Nie mogę się doczekać.
A teraz, pozwólcie, idę popłakać, bo mój Andrew nie zrobił Challengu ;_;
Ja pierniczę, jaki długi komentarz! xD
UsuńNie wierzę, że zrobiłam tak idiotyczny błąd z tymi kotkami ;-; Wstawiłam ten rozdział po 23 chyba, a czytając jeszcze raz oczy mi się po prostu zamykały... ;-; PRZEPRASZAM!
Co do tego Sherlocka - TO SPECJALNIE! :D Z tym uśmiechnął się - staram się jak naprawdę przypominać, że wielką literą, ale to już przyzwyczajenie ._.
Co do wytłumaczenia, to proszę bardzo:
Mary płakała z tego powodu, iż myślała, że popsuje Maggie wieczór, gdyż dziewczyna cieszyła się strasznie z tej "podwójnej randki". Nie chodziło o sukienkę xD
Dopytam się Ophelii o nowy rozdział :D
Pozdrawiam i płacz *chociaż nie wiem kto to Andrew ^^*
Andrew Scott :3
UsuńAktor, grający Moriarty`ego w Sherlocku :D
Aaaa! Ten Andrew! Czy tylko dla mnie on jest straszny? xD
UsuńNie, ogólnie osobiście jest mega słodki i nieśmiały *o*
UsuńJest po prostu genialnym aktorem XD
Ale tak... Niektóre sceny były straszne O-O
No i wreszcie! W końcu na wyrze, a nie w schowku na miotły :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że się chciało tyle pisać.
Ja mam wenę raz na Boży rok i udaje mi się ledwo pół strony napisać, a ty? łał.
Fajnie napisane, a do tego szablon stworzył nowy klimat.
Może nie lepszy, bo wolałam tamten, ale cóż?
Ten moim zdaniem ma troszkę zrytą grafikę... Ale wizualnie całkiem nieźle to wygląda. I zapewne to wina zdjęcia, a nie autorki ;)
Poruszyło mnie to, naprawdę, a musicie wiedzieć, że ja prawie w ogóle się nie wzruszam.
Cieszę się, że Sabatowa podaje błędy, bo potem jak je poprawiasz, to od razu jest lepiej, więc.. no.
Tyle.
Lecę zjeść kolację. Miłego. Albo Miłej :)
To takie miłe ^^ Lubię doprowadzać ludzi do płaczu xD
UsuńNie ma co podziwiać xD Jak się dostaje groźby od czytelników, to trza więcej pisać :D
Pozdrawiam również i miłej nocy xD
Bardzo przepraszam, ale czy główne bohaterki nie mają pracy?
OdpowiedzUsuńMają :) Maggie pisze artykuły w gazecie, a Mary pracuje w teatrze :D
Usuń