sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 7 *Mary i Maggie*

Witam was bardzo serdecznie z nowym rozdziałem oraz nowym szablonem! Kocham, ale to kocham ten szablon! A wy co o nim sądzicie? Poprosiłabym o recenzję, bym mogła pokazać ją autorce ^^
A co do rozdziału: Pisałam go przez trzy dni i jest baaaaaardzo długi. KOMUNIKAT DO OPHELII! Wybacz, ale zapożyczyłam sobie pisanie z punktu widzenia Maggie. Gdy zobaczycie znaczek "~*~", będzie to oznaczać, iż zmienia się bohaterka. Wszystko zaczyna się od Mary, później jest Nina, a na koniec znów Mary. Endżoj! :D
W pewnym momencie wystąpiło brzydkie słowo, ale było mi potrzebne... Przepraszam!
Na końcu postu wstawiam dwa wideła, które poprosiłabym, żebyście obejrzały! :) A teraz: rozdział.

__________________________________________________________________________


   W swoim domu byłam bardzo szybko. Nie wiem czemu, ale do moich oczu wpełzły łzy. Dwoma kopnięciami zdjęłam buty, po czym leniwym krokiem poczłapałam na kanapę, by tam położyć się na boku. Otarłam oczy, a następnie podniosłam się do pozycji siedzącej. W salonie zrobiło się bardzo duszno, więc wstałam i podeszłam do drzwi balkonowych. Otworzyłam je zbyt szybko, przez co do pokoju wpadł lekki powiew wiatru, który zrzucił liścik od Benedicta. Podeszłam do niego, dzięki czemu zobaczyłam tekst z tyłu. Pochyliłam się, by chwycić kartkę. Usiadłam z powrotem na kanapie, a następnie przyjrzałam się małym literkom i cyferkom z tyłu liścika.

A jeśli potrzebowałabyś się ze mną skontaktować, to dzwoń na ten numer.


Pod spodem starannie napisał zbiór cyferek. Przeczytałam to z dziesięć razy, a nadal nie rozumiałam o co tutaj chodzi. Czyli, że on chce, żebym się z nim skontaktowała? Dobra, to trochę brzmiało jak tekst pedofila w stylu „Chodź, pokażę ci kotki w piwnicy!”. Uśmiechnęłam się, gdyż przypomniałam sobie swoją koleżankę z podstawówki, która wciąż to powtarzała.
   Mimo to zapisałam numer, a następnie położyłam się na kanapie. Po krótkiej chwili zasnęłam. W śnie ujrzałam Maggie, która pluła razem z Robertem ze statku jak w „Titanicu”. Śmiali się, a wszyscy wytykali ich palcami, ale oni nadal robili to co inni uważali na dziwne. No, ale szczerze... To było dziwne.
   Następnie zauważyłam JEGO. Ubrany był w czarny garnitur, a włosy były ułożone tak jak zawsze na wywiadach. Poczułam na polikach gorąco, przez co spojrzałam na swoje stopy, jednak nie mogłam ich zobaczyć, gdyż miałam na sobie błękitną, odchodzącą od bioder, suknię. Benedict wyciągnął do mnie rękę, a ja delikatnie ją chwyciłam. W tle usłyszałam muzykę z jednej z moich ulubionych piosenek. Aktor uśmiechnął się szeroko (Boże, dzięki Ci za jego śliczne zmarszczki przy oczach), a następnie otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zamiast jego wspaniałego głosu, wydobył się początek piosenki Michaela Jacksona: „Hey pretty baby with the high heels on!”. Zrozumiałam, że coś tu nie gra.
   Otworzyłam oczy, a następnie spojrzałam na telefon trzymany w dłoni. Na ekranie wyświetlił się numer Maggie. Super. Czy ona musiała akurat teraz zadzwonić?!
 - Cześć Nino... Coś się stało? -spytałam lekko zaspana.
 - Masz sukienkę wieczorową? -zapytała drżącym głosem.
 - A po co mi...
 - Liścik. -przerwała.
Nie musiała nic dalej mówić. Kiwnęłam głową, chociaż dobrze wiedziałam, że dziewczyna tego nie widziała, i zaraz się rozłączyłam.
   Wbiegłam do mojego pokoju, stanęłam przed szafą, po czym szeroko ją otworzyłam. Zaczęłam wyrzucać rzeczy za siebie mrucząc ciągle „Nie, nie! To też nie!”. Natrafiłam na moją ulubioną bluzkę z Michaelem Jacksonem. Chwilę zastanowiłam się nad nią, po czym przypomniałam sobie z kim to ja mam się spotkać.
 - NA SLIPY POSEJDONA, NIEEE! -wrzasnęłam.
Wyrzuciłam ją za siebie, ale za chwilę chwyciłam ją z powrotem przepraszając. Upadłam na kolana i pisnęłam. Po chwili podniosłam się, wybiegłam na hol, chwyciłam klucze, wyszłam z mieszkania, zamknęłam drzwi, po czym udałam się do windy.


   Zapukałam do drzwi przyjaciółki. Wtedy wyglądałam jak jeszcze większa sierota, niż rano. Nie dość, że moje włosy były strasznie potargane, to jeszcze jeden rękaw bluzy z Myszką Miki był podwinięty, a drugi nie. Jak ja mam się czuć swobodnie przy Ninie?
   Dziewczyna wychyliła głowę zza drzwi, a gdy dostrzegła, iż to ja otworzyła je szeroko.
 - Dobrze, że jesteś! Nie mam nic... A nie jestem pewna, czy mój budżet wytrzyma! -krzyknęła.
 - Ty się martwisz budżetem?! Ja nie mam żadnej sukienki na wieczór! -sapnęłam.
 - Przejrzyj moje. Jeśli nic nie znajdziesz, to będę musiała porządnie przetrzepać kieszenie.
  Weszłyśmy do środka. Obydwie padłyśmy przy szafach. Nie wiem ile nam to zajęło, zapewne bardzo długo, ale po pewnym czasie znalazłam śliczną sukienkę.
 - Chcę tą! -krzyknęłam. -Jest świetna!
Blondynka wychyliła się zza drzwiczek szafy, a na znak dobrego wyboru, kiwnęła głową. Wstała, po czym rozciągnęła się niczym kot.
  - Okej. Mam mało czasu, ale idę coś kupić. Będę za chwilę! -powiedziała, a następnie wyszła.
  Wstałam, podeszłam do wielkiego lustra i przyłożyłam sukienkę do swojego ciała. Była czerwona, zakrywała stopy, ale najlepsze było to, że przylegała do mojego ciała. Uśmiechnęłam się, po czym szybko zdjęłam z siebie ubranie, a następnie zaczęłam zakładać sukienkę. Mimo, iż nie była zapięta już czułam, że jest za ciasna. Zaczęłam powoli ją zdejmować, złożyłam w kostkę, a na koniec z powrotem ubrałam się w swój strój codzienny.
   Nagle usłyszałam jak drzwi otwierają się. Maggie weszła do holu, przy czym towarzyszył jej szelest siatek.
  - Cześć! Wróciłam! -krzyknęła, po czym skierowała się do łazienki. -Teraz idę się przebrać!
Zachichotała, a zaraz usłyszałam trzaśnięcie kolejnych drzwi.
  Opadłam na fotel i schowałam twarz w dłonie. Jak ja mam zamiar teraz się pokazać?, pomyślałam. Wtedy przypomniałam sobie o telefonie w kieszeni. Wyciągnęłam go, odblokowała, a mym oczom ukazała się tapeta z Benedictem (Dzięki Ci Davidzie Karp, za stworzenie Tumblr'a i możliwości pobierania zdjęć!). Ręka zaczęła mi się trząść, ale jakoś dałam radę wybrać zakładkę „Kontakty”, a następnie wybrać ten jeden numer. Zaczęłam pisać wiadomość.

Cześć Benedictcie, to ja Mary.
Piszę, by przekazać Ci, iż nie zjawię się na waszej... Jakby to ująć... „Niespodziance”. Przepraszam, że psuje Wam wieczór.
Pozdrawiam, Twoja Mary.

 
  Do moich oczu napłynęły łzy. Dlaczego? Czy to z tego powodu, że nie spełnię swojego marzenia i nie porozmawiam dłużej z Benedictem? Wiem, że u mnie nocował i w ogóle... Czy może to z powodu tego, iż zepsuje dzień Niny? Ona tak bardzo się z tego wszystkiego cieszyła.
Chwyciłam pierwszą lepszą kartkę i zaczęłam na niej pisać. Niestety pod wpływem emocji napisałam tylko jedno słowo, po czym wybiegłam cicho z bliźniaka z oczami pełnymi cieczy.

~*~

   Stałam już całkowicie ubrana i umalowana w mojej prześlicznej sukience. Była granatowa z czarnym paskiem, a ledwie dosięgała mi do kolan. Nie miała ramiączek, ani niczego takiego. Idealnie przylegała aż do bioder, lecz za paskiem zrobiła się luźniejsza, dzięki czemu przy obrotach okręcała się razem ze mną. Ekspres był pod moją lewą pachą, więc bardzo łatwo się zapięłam.
   Poprawiłam rzęsy, na usta nałożyłam lekko różowy błyszczyk. Włosy spięłam w wysokiego kucyka, a następnie pokręciłam końcówki lokówką. Wystające kosmyki przylizałam, po czym spięłam czarnymi wsuwkami.
   Zdążyłam ogolić nogi, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi wejściowych. Otworzyłam szeroko oczy, wstałam, podreptałam do lustra, poprawiłam włosy, szybko założyłam swoje granatowe szpilki, a na koniec wyszłam wolno z łazienki.
 - Już idę! -pisnęłam, po czym odchrząknęłam i powiedziałam normalnie. -Idę!
Otworzyłam drzwi, a w nich ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Robert. Na sam jego widok moje poliki okryły się czerwienią. Zauważyłam, że stojąc przed nim w szpilkach byłam niższa o dwa centymetry.
 - Pójdę założyć balerinki. -oznajmiłam, a następnie skierowałam się do torby, do której schowałam buty.
 - Dobry pomysł. -zaśmiał się Bob.
Szybko założyłam balerinki, po czym wróciłam do aktora. Już mieliśmy wychodzić, gdy przypomniałam sobie o przyjaciółce.
 - O matulo! -krzyknęłam. -Zaczekaj, zapomniałam o Mary. A swoją drogą, to gdzie Benedict?
 - Mary napisała do Bena, że nie może dzisiaj przyjść... Nic tobie nie powiedziała? -spytał zaskoczony.
  Kiwnęłam przecząco głową, po czym wróciłam do salonu. Spojrzałam na fotel, na którym leżała złożona sukienka, a na niej karteczka. Chwyciłam ją i jednym susem przeczytałam. Na środku kartki widniało jedno słowo napisane oryginalnym pismem mojej przyjaciółki, a brzmiało ono „Przepraszam”. Ostatnia literka była lekko zamazana, gdyż skapnęła na nią łza autorki. Mogła to być też ślina, ale osobiście obstawiłam łzę.
   Odłożyłam kartkę na miejsce, a następnie wróciłam do Roberta. Nie zrozumiałam dlaczego Szczerbol się wycofał. Wspomniałam już, że ją tak przezywam? Nie? A no to już wiesz. A mówiłam dlaczego? Też nie? Jezusie, o ilu ja rzeczach zapomniałam?! Przezywam ją tak, gdyż notorycznie się uśmiecha, a nawet często z wystawionymi zębami. Wracając do tematu... Dlaczego zrezygnowała?


   Robert zawiózł mnie w najpiękniejsze miejsce w jakim dotychczas byłam. Swoim autem podjechał pod piękny biały pałacyk. Powiedział mi, iż znajdujemy się przed jedną z najlepszych restauracji w Londynie, a dzisiejszego wieczoru organizowane są tańce.
   Zatrzymał samochód, wysiadł, a następnie otworzył mi drzwi.
 - Zawsze jesteś takim gentelmenem, czy to tylko na pokaz? -zapytałam patrząc mu w oczy.
 - Aktualnie... Tylko na pokaz. -uśmiechnął się.
  Gdy stanęłam obok niego, walnęłam go łokciem w ramię. Aktor złapał się dłonią za to miejsce, udając iż go to zabolało. Wytknęłam mu język, po czym powędrowałam do schodów, przez co żwir pod moim stopami zgrzytał bardzo głośno. Powoli zaczęłam po nich wchodzić, a Robert sunął tuż obok mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
   Po chwili znaleźliśmy się przed wejściem, gdzie stał łysy kelner. Bob poprosił o jeden stolik dla dwojga osób na balkonie. Kelner kiwnął głową, po czym wszedł do środka, a my za nim. Skręciliśmy w lewo, a naszym oczom ukazały się kolejne schody. Chyba nie będę opisywać Ci jak się wchodziło po schodach, nie?
   Przeszliśmy przez parkiet, który był jeszcze pusty. Sekundę później znaleźliśmy się na wspaniałym balkonie o posadce z białego marmuru. Obręcze, również z tego samego kamienia, zostały przykryte różnymi kwiatami. Z balkonu widok był nieziemski, widziałam żwirowy parking, a dalej piękny ogród, który tamtego dnia oświetlono kolorowymi lampami, gdyż zrobiło się już ciemno. Na posadce stały ślicznie ozdobione stoły oraz krzesła, idealnie dopasowane.
  Kelner usadził nas jak najbliżej poręczy, żebyśmy mogli oglądać widoki. Chwilę później przyniósł nam menu, żebyśmy wybrali kolację. Przyjrzałam się nazwom oraz opisom dań. W pamięć zapadła mi jedna potrawa.
 - Robercie? -zaczęłam.
 - Tak?
 - Co to jest ta musaka? -zapytałam szeptem, jednocześnie nachylając się do Boba.
Aktor uśmiechnął się szeroko, po czym odparł:
 - Coś pysznego.
W tym samym momencie do naszego stolika podszedł łysy kelner.
 - Czy mogę już zebrać zamówienia? -spytał.
Robert spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam głową.
 - Tak. -mówi. -Nino? Na co masz ochotę?
 - Ja poproszę tą musakę. -odparłam.
 - Dobry wybór. -powiedział kelner i zapisał danie na kartce.
 - A ja poprosiłbym kurczaka w sosie cytrynowym. -wtrącił się Robert. -I jeszcze czerwone wino, to co zawsze.
Kelner uśmiechnął się, zapisał, po czym zabrał nasze menu i odszedł.
   Zaczęłam zastanawiać się nad słowami „To co zawsze”. Robert często tu przychodzi z jakimiś dziewczynami? Albo może sam... Nieważne, skarciłam się. Jakiś inny pracownik restauracji przyniósł nam dwa kieliszki i butelkę wina. Nalał nam alkohol do kieliszków, a następnie postawił na stole, po czym odszedł. Robert uniósł swoją lampkę, a ja poszłam w jego ślady.
 - Twoje zdrowie. -powiedział.
Uśmiechnęłam się na znak podziękowania, po czym razem spróbowaliśmy trunku. To było najlepsze wino jakie do tej pory piłam.
   Po dziesięciu minutach kelner przyniósł nam nasze potrawy. Nie dość, że musaka wyglądała pysznie, to jeszcze smakowała nieziemsko! Robert i ja zjedliśmy wszystko w milczeniu, a aktor co kęs spoglądał na mnie.
   Chwyciłam serwetkę, by wytrzeć usta, ale na szczęście nie ubrudziłam się. Dopiliśmy wino rozmawiając w stylu „A co tam u ciebie?”, „Ładnie wyglądasz”, „O dzięki, ty też”, bla, bla...
   Nagle usłyszeliśmy wolną muzykę puszczaną z środka. Rob spojrzał na mnie oraz uśmiechnął się złowieszczo. Wstał, by podejść do mnie.
 - O nie! -oznajmiłam. -Ja nie potrafię tańczyć!
 - To dobrze. -zaśmiał się. -Dlatego cię nauczę.
Zanim zdążyłam zaprotestować, chwycił moją dłoń i zaciągnął na parkiet. Stanęliśmy w towarzystwie pięciu innych par.
 - To proste. -zaczął Robert. -Ty obejmujesz moją szyję, a ja łapię cię w talii, no i kołyszemy się w rytm muzyki, rozumiesz?
Kiwnęłam powoli głową.
 - Ale rozluźnij się! -dodał i chwycił moje dłonie, po czym oplótł wokół swojej szyi, a następnie położył swoje na mojej talii.
Zaczęłam niepewnie kołysać się do rytmu, a po chwili moje serce przestało bić tak szybko, dzięki czemu rozluźniłam się całkowicie. Ten taniec był taki cudowny...

~*~

   Podciągnęłam nogi na kanapie i schowałam do nich głowę. Zaczęłam naprawdę głośno szlochać. Obok mnie stało pełne pudełko chusteczek, które non stop wyciągałam. Włączyłam telewizor, by obejrzeć wszystkie części „Rambo”. Strasznie lubię te filmy, a dzięki pierwszej części trochę poprawił się mi humor.
   Po tym jak wróciłam do domu, przebrałam się w wygodniejsze ciuchy. Założyłam ukochaną bluzkę z Michaelem Jacksonem i rurki. Włosy uczesałam, choć nie wiem dlaczego, a na koniec założyłam swoje czerwone okulary, gdyż w soczewkach zrobiło mi się niewygodnie.
   Teraz siedziałam w tej głupiej pozycji, jedząc jednocześnie płatki musli. Właśnie nastąpiła scena, gdy Rambo zabija psy, które go ścigały, więc przez ten moment z moich oczu wyleciało więcej łez.  Miałam właśnie krzyknąć coś w stylu „Ty morderco... Ale i tak cie lubię”, ale przeszkodził mi dzwonek do drzwi. Pierwsze co przyszło mi do głowy to: Benedict. Tylko on mógł do mnie przyjść. Mogła to też być Nina, ale było dopiero wpół do siódmej, więc jeszcze nie wróciła z randki z Robem.
   Wstałam, nie przejmując się moim wyglądem, i zatrzymałam film. Założyłam klapki, by ruszyć do drzwi. Otworzyłam je od razu, choć powinnam najpierw zajrzeć przez wizjer. Jak się spodziewałam.  U progu stał sam Benedict Cumberbatch, ten mega przystojny aktor, który jest no... po prostu... Cudowny.
   Stał zwyczajnie. Na sobie miał białą bluzkę i skórzaną kurtkę, a na nogi założył zwyczajne dżinsy oraz trampki. Wyglądał normalnie, a gdybym spotkała go na ulicy, chyba nigdy nie poznałabym, że to ten słynny Sherlock.
   Chciał się uśmiechnąć, ale zauważył moje opuchnięte oczy, więc stanął na baczność.
 - Płakałaś. -szepnął.
 - No nie, kurwa! -krzyknęłam. -Wytarłam twarz lizakiem, którego przed chwilą lizałam!
Pod wpływem kolejnych emocji, znów wybuchnęłam szlochem. Z oczu wylała się tona łez, a ja zakryłam twarz dłońmi i zsunęłam się po ścianie na podłogę. Nie usłyszałam, gdy Benedict ukucnął naprzeciwko mnie. Odkleił moje dłonie od oczu, po czym starł łzy z polików.
 - Hej. -odparł delikatnie. -Nie płacz, proszę.
Spojrzałam mu w oczy, przez co zaczęłam płakać po raz kolejny.
 - Przepraszam cię, Ben. -wyjąkałam. -Nie chciałam być taka chamska.
 - Spokojnie, no już. Wstawaj.
Złapał mnie za łokcie, po czym podniósł z podłogi. Stanęłam blisko niego, zbyt blisko. Czułam się taka mała, gdyż dosięgam mu ledwie do ramion.
 - Skoro już jesteś -zaczęłam powoli odsuwając się od aktora. -to może usiądziesz?
 - Z wielką przyjemnością. -uśmiechnął się.
  Podreptałam do kanapy, zrzuciłam zużyte chusteczki na podłogę, po czym wycofałam się do kuchni. Benedict usiadł na sofie i spojrzał na telewizor.
 - Rambo, klasyk. -powiedział.
Kiwnęłam głową, mając nadzieję, iż aktor zobaczy gest.
 - Chcesz coś do picia, jedzenia? -zapytałam.
 - Nie rób sobie kłopotu. -mówi, po czym wstaje i podchodzi do mnie. -Właściwie to chciałem się ciebie zapytać o to, czy masz ochotę na spacer...
  Sięgałam właśnie po kubek, więc wypadł z moich rąk i roztrzaskał się na kafelkach. Zakłopotana zaczęłam zbierać potłuczone kawałki szkła.
 - Mary! -krzyknął Ben. -Nie rękoma! Jeszcze się pokale...
  Spojrzałam na niego gniewnie, więc natychmiast się zamknął. Jedyne co zrobił to pochylił się i pomógł zbierać odłamki.
   Wrzuciłam wszystko do kosza, a następnie poczułam ból w palcu wskazujący. Popatrzyłam na niego, a zamiast zdrowej skóry widniała na nim strużka krwi, która powiększała się.
 - Mówiłem ci. -burknął Sherlock. -Pokaż to.
Aktor chwycił delikatnie moją dłoń, po czym popatrzył w twarz.
 - Masz apteczkę? -zapytał.
Kiwnęłam głową, a następnie pociągnęłam Benedicta za sobą do łazienki. Tam, stając na palcach, z półki zdjęłam białe pudełko, które podałam mężczyźnie. Usiadłam na sedesie, a Ben ukucnął przede mną. Nasączył wacik wodą utlenioną i miał już odkazić mój palec, gdy cofnęłam dłoń.
 - Co jest? -zdziwił się.
 - Pójdę z tobą na spacer oraz pozwolę zdezynfekować swoją ranę, o ile ty odpowiesz na WSZYSTKIE moje pytania.
Benedict chwilę się zastanowił, po czym kiwnął głową.
 - No niech ci będzie, Uparciuchu.
Uśmiechnęłam się zwycięsko, a po chwili podałam mu dłoń. Mężczyzna szybko oczyścił palec z krwi, a rana okazała się za duża na plaster, więc zakrył ją gazą, a na koniec zabandażował.
 - To na tyle. -uśmiechnął się. -Idziemy?
 - Pozwól mi tylko wyłączyć telewizor, dobrze?
 - Dobrze.
  Wyszliśmy z toalety, ja skierowałam się do salonu, a Benedict do drzwi. Jednym susem wyłączyłam telewizor i szybko wróciłam do aktora. Chwyciłam klucze, wyszliśmy z mieszkania, a na koniec zamknęłam drzwi.


   Ulice Londynu o tej porze nadal były głośne, ale zdecydowanie cichsze niż rano. Chwile przeszliśmy w milczeniu, jednak przypomniałam sobie o pytaniach.
 - Tak więc... -odchrząknęłam. -Mam do ciebie kilka pytań.
 - Zamieniam się w słuch.
 - Po pierwsze: Wiesz, że jesteś idiotą, Cumberbatch? -zaśmiałam się.
 - Ej! A to niby dlaczego? -odparł urażony.
 - TO JA TU ZADAJĘ PYTANIA! -Zatrzymałam go i obróciłam w swoją stronę. -Jak, do jasnej cholery, zdjąłeś mi ten naszyjnik?
Benedict nachylił się do mnie, tak że nasze nosy prawie się stykały.
 - Czyli, że mój Sherlock się domyślił. -uśmiechnął się. -A więc to było tak: Wiesz, jak są te przerwy pomiędzy fotelami, tak? Gdy tylko ułożyłaś tam głowę, podszedłem do ciebie i delikatnie go zdjąłem.
 - A dlaczego nic nie poczu-czułam? -wyjąkałam, zdenerwowana bliskością aktora.
 - Nie mam pojęcia.
Aktor odsunął się ode mnie, co jednocześnie było ulgą oraz smutkiem.
 - Posłuchaj, jest już trochę późno. Jeśli oczywiście będziesz miała ochotę, mogę oprowadzić cię po moim mieście.
 - Tak. Znaczy się, byłoby miło z twojej strony... -Uderzyłam się w czoło. -Ale do nie od rana, gdyż... Nie mogę po prostu....
Benedict wydał się trochę smutny.
 - Ale zadzwonię do ciebie, obiecuję. -uśmiechnęłam się, po czym odważyłam przytulić aktora.
Mężczyzna odwzajemnił mój gest.
   W tym uścisku staliśmy dobre pięć minut. W końcu odczepiłam się od Bena i pomachałam mu na pożegnanie. Sherlock uśmiechnął się, po czym odszedł w innym kierunku niż ja. Cholera, pomyślałam, chyba się zakochałam.

___________________________________________________________________________

Jak obiecałam mam dwa wideła. Pewnie słyszałyście o czymś takim jak Ice Bucket Challenge? Nasi chłopcy (Robcio i Benio) zostali do tego nominowani, więc macie:










9 komentarzy:

  1. KOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAM... Hm... Czy mówiłam, że KOCHAM? XD
    Matko Chryste Boska, zaliczyłam dwa zgony *O*
    Jak oni tańczyli.. AWW <3
    I wyobrażam sobie zmartwioną minę Benia, kiedy się pokłuła! *^*
    Normalnie cud, miód i orzeszki! <3
    Kocham Waszego bloga, naprawdę.
    A ten tekst ze slipkami Posejdona XDDD SKISŁAM XDD
    Pisałam podpoprzednim postem, co sądzę o szablonie, ale mogę przecież jeszcze raz :D
    Jest CU-DO-WNY!
    Pięknie dopasowane kolory, świetnie zrobione, do tego TO zdjęcie *O*
    Idealnie, idealnie :3
    ALE HOLA, HOLA, BŁĘDY BYŁY *O*
    Moja ulubiona część, gdyż mogę uwierzyć, iż nie jest to wszystko zbyt perfekcyjne i zajebiste ^^
    "Choć, pokarzę ci kotki w piwnicy!"
    Zastanawia mnie czy naprawdę robiłaś te błędy, czy żeby było bardziej pedofilsko...?
    Obstawiam drugą opcję, ale i tak poprawię, bo jam jest mondrala ._.
    Choć = Chodź
    Pokarzę = Pokażę
    "- Mówiłem ci. -burknął Sherlock. -Pokaż to."
    Sherlock? XD A JA MYŚLAŁAM, ŻE TO BENEDICT CUMBERBATCH XD O.O
    " - Czyli, że mój Sherlock się domyślił. -uśmiechnął się."
    "Uśmiechnął się" z wielkiej litery ^^ Odzielne jakby zdanie, ble, ble, ble, paplam bez sensu ;_;
    "Sherlock uśmiechnął się"
    No ja zaczynam myśleć, że Ty to specjalnie robisz, a ja wychodzę na idiotkę, wytykając to .__.
    Orajt, orajt, ale... Nie do końca rozumiem, czemu Mary tak się załamała.
    Bo kiecka nie pasowała?
    Nosz kurwa, na serio? XD
    Proszę, wytłumaczcie ;_;
    A Benedict taki Mr. Sex normalnie *O*
    Ja tak sobie czytam, czytam, czytam i już normalnie orgazm czytelniczy, gdy nagle JEEBSSS BEN DOTYKA JEJ NOSA SWOIM NOSEM, NOSZ JA PIERDYKAM, MYŚLAŁAM, ŻE MNIE ROZNIESIE *O*
    Cudocudocudo :3
    Chcę więcej.
    Nie mogę się doczekać.
    A teraz, pozwólcie, idę popłakać, bo mój Andrew nie zrobił Challengu ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierniczę, jaki długi komentarz! xD
      Nie wierzę, że zrobiłam tak idiotyczny błąd z tymi kotkami ;-; Wstawiłam ten rozdział po 23 chyba, a czytając jeszcze raz oczy mi się po prostu zamykały... ;-; PRZEPRASZAM!
      Co do tego Sherlocka - TO SPECJALNIE! :D Z tym uśmiechnął się - staram się jak naprawdę przypominać, że wielką literą, ale to już przyzwyczajenie ._.
      Co do wytłumaczenia, to proszę bardzo:
      Mary płakała z tego powodu, iż myślała, że popsuje Maggie wieczór, gdyż dziewczyna cieszyła się strasznie z tej "podwójnej randki". Nie chodziło o sukienkę xD
      Dopytam się Ophelii o nowy rozdział :D
      Pozdrawiam i płacz *chociaż nie wiem kto to Andrew ^^*

      Usuń
    2. Andrew Scott :3
      Aktor, grający Moriarty`ego w Sherlocku :D

      Usuń
    3. Aaaa! Ten Andrew! Czy tylko dla mnie on jest straszny? xD

      Usuń
    4. Nie, ogólnie osobiście jest mega słodki i nieśmiały *o*
      Jest po prostu genialnym aktorem XD
      Ale tak... Niektóre sceny były straszne O-O

      Usuń
  2. No i wreszcie! W końcu na wyrze, a nie w schowku na miotły :)
    Podziwiam, że się chciało tyle pisać.
    Ja mam wenę raz na Boży rok i udaje mi się ledwo pół strony napisać, a ty? łał.
    Fajnie napisane, a do tego szablon stworzył nowy klimat.
    Może nie lepszy, bo wolałam tamten, ale cóż?
    Ten moim zdaniem ma troszkę zrytą grafikę... Ale wizualnie całkiem nieźle to wygląda. I zapewne to wina zdjęcia, a nie autorki ;)
    Poruszyło mnie to, naprawdę, a musicie wiedzieć, że ja prawie w ogóle się nie wzruszam.
    Cieszę się, że Sabatowa podaje błędy, bo potem jak je poprawiasz, to od razu jest lepiej, więc.. no.
    Tyle.
    Lecę zjeść kolację. Miłego. Albo Miłej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie miłe ^^ Lubię doprowadzać ludzi do płaczu xD
      Nie ma co podziwiać xD Jak się dostaje groźby od czytelników, to trza więcej pisać :D
      Pozdrawiam również i miłej nocy xD

      Usuń
  3. Bardzo przepraszam, ale czy główne bohaterki nie mają pracy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mają :) Maggie pisze artykuły w gazecie, a Mary pracuje w teatrze :D

      Usuń